piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział Pierwszy

     W domu panuje harmider. Mama biega z pokoju do pokoju z zawalonymi rękoma. Łazienka jest wiecznie zajęta. Postanawiam sobie odpuścić i poczekać, aż wszyscy już będą gotowi.
    Idę do pokoju i otwieram szafę. Wiszą tu dwie sukienki. Lazurowa na cienkich ramiączkach do kolan i łososiowa bez ramiączek za kolana.
    Odwracam się na pięcie i patrzę na Kim. Siedzi na łóżku, machając nogami. Do włosów niezdarnie przypięła sobie lazurową kokardkę. Pięknie wygląda na jej czarnych lokach.
- W pierwsze dożynki zawsze trzeba najpiękniej wyglądać. - mówi z zachwytem.
- Najpiękniejszy strój dla najpiękniejszej zawodowczyni. - uśmiecham się i całuję ją w policzek.
- Estie, jak będziesz w Kapitolu, to kupisz mi pamiątkę? - patrzy na mnie z nadzieją w oczach.
- Ohh, jasne, że tak. - bawię się jej lokami, trochę zdziwiła mnie tym pytaniem – Co tylko sobie zażyczysz.
    Do pokoju wchodzi mama i szykuje Kim na dożynki. Zakłada jej sukienkę, poprawia kokardę. Wciąga na nogi białe rajstopy i czarne pantofelki. Na ramiona zakłada czarny żakiecik. Kim będzie najpiękniejszą dwunastolatką w całym Drugim Dystrykcie.
    Mama podchodzi do mnie i już ma wyciągnąć z szafy sukienkę, kiedy protestuję.
- Mamo, poradzę sobie, mam już piętnaście lat.. Poczekam tylko, aż łazienka będzie wolna. - mówię z przepraszającym uśmiechem.
- Rozumiem, wybacz. Przyzwyczaiłam się. Jesteś już taka duża... Mam do ciebie prośbę. - znam ten wzrok. Tylko nie ten wzrok.. - Nie rób głupot.
- Nie obiecuję. - unikam jej spojrzenia.
- Wiem, znam cię przecież od urodzenia, skarbie. - mówi i wychodzi.
    Kimberly chyba wyczuwa złą atmosferę i przytula się do mnie.
- Nie musisz wcale jechać tam po pamiątkę. - mówi cicho.
- Kim, nie. Kupię ci tę pamiątkę. Obiecuję ci to. - odsuwam ją od siebie i patrzę w jej wielkie, czekoladowe oczy.
- Przysięgasz? - wystawia mały paluszek do przodu.
- Przysięgam. - łapię jej paluszek moim.
* * *
    Odkładam szczotkę na szklaną półkę pod lustrem i odgarniam kosmyk włosów za ucho.  Ciemno-brązowe włosy opadają mi swobodnie na ramiona, oczy w kolorze wyblakłej zieleni wpatrują się we mnie. Mam blade usta, mały nos i gdzieniegdzie można dopatrzeć się piegów na policzkach.
    Sukienka leży na mnie idealnie. Włożyłam jeszcze do tego szare pantofelki i wyglądam nawet... ładnie. Wychodzę z łazienki.
- Mamo! - wołam.
- Tak, Esther? - pyta mama, wychylając głowę zza pokoju rudzielców.
- Wychodzę już, idę jeszcze po Corę, Jacka, Harry'ego i Patricka.
- Ok, widzimy się po dożynkach, skarbie. - odpowiada i znika w pokoju.
    Zamykając drzwi wejściowe prawie nie przyciskam kota. Właściwie, to na początku ten sierściuch miał być mój, ale, że Annie tak bardzo mnie błagała, a mnie nie zależało aż tak na kocie, oddałam jej Jackie bez namysłu. Kotka ma tak na imię, bo Annie uznała, że skoro dostałam ją od Jacka, to powinna się nazywać Jackie. I tak zostało.
    Wychodzę i zamykam furtkę, pozostawiając kota po drugiej stronie.
    O tej godzinie większość nastolatków z Przedmieścia - tak nazywa się jedna z sześciu części Dwójki - idzie po swoich znajomych lub załatwić jakąś sprawę w którejś z Akademii. Każda część ma swoją Akademię, to też nie wszyscy mieszkańcy Drugiego Dystryktu znają się dobrze. Po drodze do Wioski Zwycięzców - jednej z największej części dystryktu - zahaczam o dom Jacka, Harry'ego i Patricka, i wspólnie idziemy do Wioski po Corę. Dwa lata temu przeprowadziła się tam, bo jej starszy brat, Gib zwyciężył Igrzyska.
    Żartuję razem z chłopakami ze słabszych dystryktów, o tym, że Harry nie może się doczekać jak zabije kogoś z Jedynki, a Jack chce widzieć przerażone twarze Dziesiątki, Jedenastki i Dwunastki na powtórkach dożynek. Zawsze lecą godzinę po losowaniu.
- Wiecie co, chłopaki? - pyta Jack podnosząc lewą brew - Jak wygram Igrzyska, pozwolę wam mieszkać ze mną.
- Ha! - prycha Patrick - Jakbym sam sobie nie poradził!
- No dobra, pozwolę tylko Harry'emu, bo znając mój refleks, ja zgłoszę się pierwszy - wychwala się Jack.
- Ta! Nie pozwolę stracić mojego ostatniego roku! Jeszcze czego! Co ci kupić, Esther, z Kapitolu? - pyta Harry, szturchając mnie w ramię.
- Pierwszej klasy siekierę - mówię ze ślicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Jakby w Dwójce było ci mało - odgryza się Patrick.
- Przyznaj się, Patrick. Sam byś chciał dostać swój własny miecz, prawda? - daję mu kuksańca w bok. Chłopak zręcznie odskakuje, wpadając na Jacka.
- Możliwe - uśmiecha się.
    Docieramy do jasnożółtego, jednopiętrowego domu ze złotymi oknami. W jednym z nich widać promienną twarz Cory. Macham jej pogodnie, a ona odpowiada mi tym samym i znika.
- Przesadza z tymi szminkami. Czasem bolą mnie oczy - komentuje Jack.
- Może trochę... - mówie niepewnie.
- Przestańcie - wtrąca się Patrick i w tym momencie z domu wybiega Cora w zielonej zwiewnej sukience i rzuca mu się na szyję.
- Cześć - mówi puszczając Patricka. - Wszystkim.
- Bardziej czerwonej szminki nie dało się znaleźć, hm? - żartuje Jack. Cora piorunuje go wzrokiem.
- Możemy iść? - pyta Harry widocznie zniecierpliwiony. - Aż mi niedobrze się robi na wasz widok - wskazuje głową Patricka i Corę
    Patrick, Jack i Harry zostają z tyłu i rozmawiają o chłopięcych tematach, a ja z Corą trochę z przodu chwalimy wzajemnie swoje sukienki - jakby lepszego tematu nie było.
- Ślicznie wyglądasz - mówi Cora. Jej blond włosy do ramion przykrywają plecy. Do zwiewnej, zielonej sukienki ma przyczepioną broszkę z oszczepem. W tej dziedzinie walki jest niezastąpiona. Usta ma posmarowane jaskrawoczerwoną szminką, podkreślającą czarne oczy.
- Hmm.. Ty też - uśmiecham się i resztę drogi przechodzimy w ciszy.
    Już w Centrum - kolejna, trzecia i główna część Dwójki - widzimy pełno ludzi. Dorosłych, łączących się w grupki, nastolatków, stojących w kolejce i starców, siedzących na miejskich ławkach.
    Staję za Jackiem i powoli się poruszam do przodu. Gdy jestem pierwsza, kobieta, siedząca przy stole nakłuwa mi palec i odciska ślad krwi na kartce. Bierze identyfikator, który pika, gdy kobieta przykłada go na tyle blisko, by zapisał moją krew. To tak jakby lista obecności. Kiedy ktoś z nastolatków od dwunastego do osiemnastego roku życia nie stawi się na dożynki, oznacza to jedno - śmierć.
    Przed Pałacem Sprawiedliwości nastolatkowie są podzieleni na grupy, zależnie od płci i wieku. Dziewczyny stoją po prawej, chłopcy - po lewej. Dwunastolatkowie są najbliżej sceny, a osiemnastolatkowie najdalej. Po kolei mijam Jacka i Harry'ego w grupie osiemnastolatków oraz Corę i Patricka w grupie siedemnastolatków. Sama staję wśród piętnastolatek. Wspinam się na palce i w grupie czternastolatek zauważam dwie rude głowy - Alice i Annie. Gdzieś tam dalej wśród dwunastolatek stoi pewna siebie, choć cicha Kimberly.
    Mam tylko piętnaście lat i tak właściwie cudem dostałam sie do grona Jacka, Cory, Patricka i Harry'ego. Tylko dlatego, że w piątkę jesteśmy najlepsi z całego Drugiego Dystryktu. Nawet się pochwalę, że zajęłam trzecie miejsce, przegrałam jedynie z Jackiem i Corą. To był dla mnie prawdziwy sukces. I oczywiście też to, że przyjaźnię się z nimi, bo to niespotykana sytuacja.
    Na scenę wchodzi burmistrz Drugiego Dystryktu, wyciąga zgnięcioną kartkę z kieszeni i czyta przemówienie - jak co roku - o tym jak podczas Mrocznych Dni, jeszcze przed Głodowymi Igrzyskami stanęliśmy po stronie Kapitolu, tej zwycięskiej stronie. Jak zawsze zaczyna się wywodzić, że dzięki temu dostaliśmy Akademie i, że jesteśmy bardzo wdzięczni wladzom Panem. Że teraz mamy dzielnych, odważnych i wysportowanych obywateli Drugiego Dystryktu gotowych do Igrzysk. Ziewam. Te przemówienie jak zawsze nudzi każdego.
    Potem wchodzi trzech mentorów, czyli zwyciezców Igrzysk, ale oczywiście to nie wszyscy. Nie, nie. Mamy ich dużo więcej, ale akurat tych trzech się zgłosiło.
    Wśród dwóch znanym nam mentorów - ok. trzydziestoletni, łysy, dobrze zbudowany Brutus i dobrze zbudowana, czterdziestoletnia, blondwłosa Lyme - pojawia się również dziewiętnastoletnia Enobaria - zwyciężczyni ubiegłorocznych Igrzysk. Zaraz po wygranej opiłowała sobie zęby, bo wygrała Igrzyska, przegryzając trybutowi tętnice. Nieciekawy widok.
    Wszyscy klaszczą im, a oni gratulują nam za naszą postawę, odwagę i mają nadzieję, że przyniesiemy im dużo chwały. Potem dają nam za przykład Enobarię i wszyscy nagradzają ją hucznymi oklaskami. Siadają obok burmistrza i czekają na główną gwiazdę dzisiejszego spotkania - Carmen Crystalize.
    Drzwi Pałacu Sprawiedliwości otwierają się, a w nich stoi Kapitolinka ubrana w jasną, turkusową sukienkę do kolan, obsypaną słonecznikami. Na nogach ma srebrne koturny. Białe włosy są upięte w dwa ogromne koki po bokach głowy, wyglądające jak bombki. Do koków przypięte są dwa złote słoneczniki.
    Robiąc malutkie kroczki, podchodzi do mikrofonu.
- Wesołych Głodowych Igrzysk, zawodowcy! - krzyczy, zginąjąc dłonie w łokciach. Na dłoniach ma złote rękawiczki do nadgarstków. - Niech los zawsze wam sprzyja!
    Wszyscy jej wiwatują i klaszczą. Lubimy ją. Traktuje nas bardzo dobrze, jest z nas dumna, przynosimy jej sławę w Kapitolu - nie licząc jej brata Dave'a, który jest jednym z bogatszych sponsorów.
- Witajcie, kochani zwycięzcy na tegorocznych dożynkach! - mówi Carmen z entuzjazmem. - Nie ociągajmy się, pewnie już was rączki mierzwią. Damy pierwsze! - podchodzi do ogromnej kuli i bierze pierwszą lepszą kartkę. Wraca do mikrofonu i zanim jej wzrok spocznie na nazwisku trybuta wykrzykuje:
- O rany! To dziecko zemdlało!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zabijcie mnie za takie zakończenie. xD I za takie opóźnienie :c Przepraszam, dokument tekstowy popsuł mi się i nie mogłam nic zrobić. Obiecuję poprawę następnym razem ^^

7 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny :* już mam swoją ulubioną postać xD czekam na następny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawaj mi tu następny rozdział, bo chcę więcej ♥ Genialnie piszesz, już się nie mogę doczekać następnej notki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się coś dobrze zaczyna, to w głowie kiełkuje często myśl, że dalej może być gorzej... Jak widać nie zawsze, nie! Tak trzymać!
    pozdrawia, śmiało już mogę napisać, stały czytelnik
    dp

    OdpowiedzUsuń
  4. Przynajmniej w jednym masz racje c: zabije cie za takiezakończenei >~< Słuchaj, Liwka, biore łuk i spodziewaj się mnie w ferir zimowe u sb (o mamy w tym samym czasie <3). JAK TAK MOZESZ? CZY TO KIMBERLY ZAMDLALA? JESTES NIE MOZLIWA!

    OdpowiedzUsuń
  5. nie moge sie doczekac następnego rozdziału to na 1000% kiberlii zemndała

    OdpowiedzUsuń
  6. Achhhhhhhhhh, cudowne <3<3<3
    Czekam na nn :D
    Ciekawam, co się stanie... Obyś nie skrzywdziła głównej bohaterki. Mamy tak wiele wspólnego... Ten sam wiek, to samo imię, wkurzające rodzeństwo ii życie w porypanym kraju... :D

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  7. Szybko przechodzę dalej. Tylko odmeldowuję się, że rozdział przeczytany :)

    OdpowiedzUsuń