sobota, 6 grudnia 2014

Prolog

Głośny łomot wytrąca mnie ze snu. Ociężale podnoszę się i opieram na łokciach. Wzrok spaceruje mi po całym pokoju. Naprzeciwko mojego łóżka jest drugie łóżko, na którym śpi Kimberly. Jej nic nie obudzi. Niechętnie wychodzę z łóżka i po cichu wychodzę z pokoju.
W kuchni słychać rozmowy mamy i taty. Patrzę w ich stronę. Są uśmiechnięci, ale ich oczy są bez wyrazu. No jasne, dziś dożynki. Nikt nie jest zadowolony w tym dniu. Chociaż że Kapitol zezwolił nam na Akademie i utrzymuje z nami najlepszy kontakt, to i tak musimy brać udział w Głodowych Igrzyskach. Babcia, kiedy jeszcze żyła, opowiadała mi, że żaden mieszkaniec Dwójki nie był zadowolony z takiej decyzji. W końcu podczas Mrocznych Dni nie braliśmy udziału w buncie na Kapitol, wręcz przeciwnie – staliśmy po stronie władz Panem. Jednak nie narzekamy aż tak bardzo jak inne dystrykty, jesteśmy wyszkoleni i bez problemu możemy się zgłaszać. Najwięcej zwycięzców wywodzi się właśnie z Drugiego Dystryktu.
Przez myśl przechodzi mi Jedynka. Stamtąd też jest dużo zwycięzców, ale nie tyle co w Dwójce. Chociaż, że na arenie trybuci z Drugiego Dystryktu i Pierwszego są w sojuszu, tworząc grupę tzw. zawodowców, – tak nas nazywa reszta dystryktów – to Dwójka nienawidzi Jedynki od pierwszych Igrzysk. My nie uczestniczyliśmy w buncie, pomagaliśmy Kapitolowi, a oni? Mają Akadamie tylko z racji tego, że mają drogi towar. Diamenty, mahoń, aksamit, rubiny, wszystkie szlachetne kamienie. Jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się trafić na arenę, oczywiście jak każdy zawrę sojusz zawodowców, ale zabiję Jedynkę przy pierwszej lepszej okazji.
Jest jeszcze Czwarty Dystrykt, poniekąd uważany za dystrykt zawodowców, ale oni nie mają Akademii. Dystrykty nazywają go tak tylko dlatego, bo zajmują się rybołówstwem, najlepiej pływają i dobrze władają sieciami i trójzębami. Czasem się zdarza, że Jedynka i Dwójka zezwolą na dołączenie trybutów z Czwórki do sojuszu.
Na palcach idę do drewnianych drzwi obok łazienki. Pukam cztery razy, tworząc rytm. Nie czekając na odpowiedź, naciskam klamkę, wchodzę do pokoju i ostrożnie zamykam za sobą drzwi. Na stoliku do kawy stoi włączony telewizor. Właśnie leci powtórka finałowego odcinka Miss Panem. Na wybiegu w różowej kreacji i pięć razy większej od niej peruce stoi Grace Brown.
- Co spadło? - pytam, patrząc na piętrowe łóżko, w którym leżą dwie bliźniaczki – Alice i Annie.
- Jackie znowu zwaliła telewizor. - mówi Annie, głaszcząc kota po głowie.
- Cicho! Nic nie słyszę, Esther, siadaj na łóżko, bo zasłaniasz! - gani mnie Alice i robi grymas na jej ślicznej twarzy.
Posłusznie siadam obok kota, który co jakiś czas podgryza mi palce. Śmieję się cicho. Jackie jest ślicznym kotem. Futerko ma bardzo puszyste koloru białego w rude łaty. Ogon równie puszysty, a nawet bardziej, wygląda jak u wiewiórki. Tata się śmieje, że wyśle ją do Ósemki z zamówieniem na piękny dywan.
Na wybieg właśnie wkracza kolejna kandydatka na Miss Panem – Melisa Xer. Ma na sobie dziwną zielonkawą kreacje, nie podoba mi się. Głowę ma ogoloną na łyso, a na niej kremowy kapelusz z szmaragdowym kwiatem, większym od jej głowy. Na nogach ma trzydziesto-centymetrowe koturny ozdobione w diamenty z Jedynki.
- Fuu, jak wy możecie to oglądać? - pytam zniesmaczona.
- Fajnie wiedzieć kto jest tegorocznym Miss Panem. - odpowiada mi Alice. Wychylam głowę, żeby spojrzeć na jej twarz u góry. Jest lekko rozbawiona, wpatrzona w telewizor. Ma długie, rude włosy do pasa, szmaragdowe oczy i usta krwistoczerwone jakby pomalowała je szminką.
Wracam głową na swoje miejsce i przyglądam się Annie. Ma tego samego koloru włosy, co Alice, ale ścięte na krótko. Oczy również ma zielone, lecz zimne, wyblakłe, tak jak ja. Usta są blade jak jej skóra. Zawsze wydawało mi się, że Annie jest tą poważniejszą bliźniaczką.
Z zamyślenia wyrywa mnie głos mamy.
- Dziewczyny! Śniadanie! - woła z kuchni.
Wstaję i zostawiam siostry same, chcą dokończyć odcinek. Wracam do mojego pokoju i lekko szturcham Kimberly.
- Młoda, obudź się. Śniadanie już jest. - budzę ją
Kimberly wyciąga się w łóżku i patrzy na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
- Dzisiaj dożynki, prawda? - pyta.
- Twoje pierwsze. - zmuszam się do pokrzepiającego tonu, denerwowanie się jest niepotrzebne, na pewno ktoś starszy by się za nią zgłosił.
- Hura. - mówi zaspanym głosem, brzmi to trochę jak sarkazm, ale zmieniam zdanie gdy Kimberly ponownie zamyka oczy. Jest na tyle śpiąca, że chyba nie kojarzy faktów.
Biorę młodszą siostrę na ręce i niosę ją do łazienki. Stawiam ją na nogach, muszę ją podtrzymywać, żeby nie upadła i ochlapuję jej twarz zimną wodą.
- Pobudka. - mówię, szczerząc zęby.
- Już, już.. - wyciera twarz ręcznikiem i idziemy do kuchni.
Siadam z siostrą przy stole. W powietrzu unosi się woń naleśników. Ślina napływa mi do ust, jak ja dawno nie jadłam naleśników! Właściwie, to rok temu, mama zawsze je robi w dożynki.
- Gdzie rudzielce? - pyta tata uśmiechając się troskliwie. Ma brudne ubranie, pewnie znów całą noc siedział w kopalni, pracuje jako kamieniarz.
- Oglądają Miss Panem – mówię, gdy mama nakłada mi naleśnika.
Tata wybucha śmiechem i idzie do pokoju dziewczyn, żeby zagonić ich do śniadania. Od czternastu lat są jego ulubienicami, nie przeszkadza mi to. Mama nuci sobie jakąś piosenkę pod nosem i dalej smaży naleśniki. Lubię jak nuci, wydaje się wtedy taka wesoła.. Z pokoju Alice i Annie dochodzą nas śmiechy i wesołe wrzaski dziewczyn, a mama cicho śmieje się pod nosem.
Jest śliczna. Rudawe włosy opadają jej na ramiona, a czekoladowe oczy sprawiają wrażenie, jakby była najmilszą osobą na świecie. Pewnie dlatego wszystkie dzieci w szkole tak ją lubią. Uczy łaciny, której właściwie każde dziecko w dystryktach musi się uczyć. Nauczyciel od historii mówił, że tego języka używano w starożytnym Rzymie jeszcze wcześniej, zanim powstały Stany Zjednoczone, na których ruinach powstało Panem.
Kimberly jako jedyna odziedziczyła brązowe oczy po mamie i czarne loki po tacie. Przyznam się, że z moich trzech sióstr najbardziej kocham właśnie ją.
Do kuchni wchodzą tata, Annie i Alice rozbawieni na twarzy. Zajmują miejsca, a mama nakłada kolejne naleśniki na talerze.
- Miss Panem, żeby oglądać. - mówi tata rozbawionym głosem.
- Nawet powtórek nie pozwalacie oglądać – skarży się Alice. - Ja i tak uważam, że Naomi powinna wygrać. - mówi, poprawiając kosmyk włosów.
- Naomi? Ona jest beznadziejna – mówi mniej podekscytowana Annie. - Mówię ci, że wygra Grace.
- Chyba w snach! - Alice, zaraz po mnie, zawsze jest pierwsza do kłótni.
- Dziewczynki, spokój. - uspokaja je mama, siadając do stołu.
Resztę śniadania spędzamy jak każde inne. Tyle tylko, że w Kimberly już weszło życie i jest podekscytowana swoimi pierwszymi dożynkami. Mama słucha ją uważnie, zajadając się naleśnikami, a tata docina Alice i Annie. Lubię nasze wspólne śniadania, kiedy tata nie musi iść na czwartą do pracy, a mama się nie martwi, że coś mu się stanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Jestem mega fanką Igrzysk Śmierci i mam nadzieję, że moje opowiadania o trybutach z różnych dystryktów Wam się spodobają. c: To jest mój pierwszy blog tego typu i prosiłabym o wyrozumiałość. :D Nie pogardzę poprawkami ;)
Będę starała się wstawiać posty co tydzień w weekendy C:

8 komentarzy:

  1. Suuuper prolog <3 Kiedy pierwszy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, to mało. Pisz pisz... a ja już zapisuję się na kolejny rozdział. Naprawdę L., jestem pełen podziwu. Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. dp

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ten blog. Mimo że to dopiero prolog to już się zakochałam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Chuda poleca ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładnie ale na początku zrobiłaś dwa razy powtórzenia :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny pomysł z miss Panem. Coś oryginalnego. Nie rozpisuję się tutaj, lecz przechodzę do kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń